Gluten free – genialne odkrycie czy wielka ściema?
„Działa chronicznie i podstępnie”, „uśmierca jelita” albo „zabija na raty” – takie internetowe hasła ostatnimi czasy kłują nas w oczy coraz intensywniej. Niezorientowanym w temacie na myśl przychodzi pewnie tajemniczy składnik-ninja, który ukrywa się jak smok i przyczajony tygrys w prawie wszystkich produktach, a jeśli akurat brakuje go w naszej kanapce, to jak spiderman wskakuje na nią znikąd w momencie, w którym wkładamy ją do ust i sieje spustoszenie. Zawiedziemy Was: to tylko gluten, który wcale nie jest śmiercionośny dla wszystkich układów trawiennych, gdyż jego szkodliwość zależy od bardzo wielu czynników. Dowiedzcie się więcej!
Co to jest gluten?
Frazę słyszymy bardzo często, ale mało kto wie dokładniej, cóż ona oznacza. Śpieszymy z wyjaśnieniem: gluten to mieszanina białek roślinnych, występująca w ziarnach pszenicy, żyta i jęczmienia, a więc również we wszystkich produktach wytwarzanych z tych zbóż. Podczas wyrabiania ciasta na chleb, bułki, ciastka, czy pizzę, gluten, łącząc się z wodą, tworzy strukturę nadającą mieszaninie lepką i ciągliwą konsystencję, a powstającemu z niej potem pieczywu – pulchność, miękkość i porowatość. Na razie brzmi dość przyjemnie, prawda?
Nietolerancja glutenu i nadwrażliwość – kto? jak? kiedy?
Problem zaczyna się, gdy mamy do czynienia z celiakią – jest to wrodzona choroba autoimmunologiczna, na którą cierpi jednak zaledwie 1% społeczeństwa. Przylgnęła do niej łatka schorzenia dziecięcego, lecz uaktywnia i objawia się ona nawet po 40 roku życia. Celiakia powoduje całkowitą nietolerancję glutenu oraz produkcję przeciwciał, które w odpowiedzi na schrupanie bułeczki, niszczą kosmki jelitowe chorego i doprowadzają go do szeroko pojętego wycieńczenia na skutek nieprzyswajania składników odżywczych przez poharatane jelita. Natomiast nadwrażliwość na gluten to typowa i zwyczajna alergia układu trawiennego, objawiająca się bólem brzucha, wzdęciami, biegunką, wysypką, ociężałością i sennością po zjedzeniu porcji pierogów czy herbatników. W drugim przypadku gluten może być bardzo uciążliwy i silnie oddziałujący na samopoczucie, nie stanowi jednak, jak przy celiakii, zagrożenia trwałego uszkodzenia organizmu i poważnego nadszarpnięcia zdrowia.
Dieta bezglutenowa – fanaberia czy furora?
W wyniku rozgłosu medialnego, jaki zyskały glutenowe badania australijskiego gastroenterologa Petera Gibsona, przedmiot eksperymentu i jego rzekomo zbawienne wykluczenie otoczyło się licznymi antyglutenowymi deklaracjami celebrytów. Na nic zdały się poprawki w raporcie z badań słynnego lekarza, mówiące o efekcie nocebo, czyli sytuacji, w której szkodzi nam sama wiedza o tym, że spożywany produkt może wpłynąć na nas negatywnie (przeciwieństwo placebo). Fani bezglutenowych gwiazd i nowinek żywieniowych wykluczyli wiadome gatunki zbóż z diety, a w marketach nastąpił gigantyczny wysyp jedzenia oznakowanego przekreślonym kłosem – symbol glutenfree…
Glutenowy paradoks
Czy całkowita rezygnacja z pieczywa ma sens u osób nie cierpiących na celiakię lub alergię? Propagatorzy diety bezglutenowej twierdzą, że dzięki niej czują się o wiele lepiej, mają więcej energii, nie dokuczają im zaparcia i inne trawienne mankamenty oraz cudownie i błyskawicznie schudli. Faktycznie, po odstawieniu glutenu można cieszyć się takimi pozytywnymi skutkami. Jednak dopiero patrząc na całą akcję „z boku”, mamy szansę uświadomić sobie, że to wykluczenie kalorycznych ciastek, słodkich rogalików, białej spulchnionej buły śniadaniowej, obiadowej michy klusek z sosem zagęszczonym mąką oraz codziennej pizzerki i powszedniego crossanta, a nie stricte glutenu sprawia, że jesteśmy szczuplejsi i bardziej żywotni. Nasze samopoczucie poprawia większa dbałość o posiłki, ich większa różnorodność i samodzielne przygotowywanie oraz bardziej krytyczna selekcja produktów w markecie – łączymy jednak tę pozytywną metamorfozę tylko z glutenem, więc nie jemy go przenigdy i w ogóle.
Skutki uboczne diety bezglutenowej
Z reguły w każdej diecie eliminacyjnej panuje zasada, że braki witaminowe i minerałowe wynikające z wykluczenia pewnych produktów należy uzupełnić z pomocą innych źródeł. Prędko wyrzucając gluten z jadłospisu jako zły i szkodliwy, najczęściej nie mamy pojęcia o jego wartościowych stronach. Nieświadomie narażamy się na niedobór kluczowych dla prawidłowego działąnia układu nerwowego witamin z grupy B, m.in. kwasu foliowego, a także cynku, selenu i magnezu. Dlatego poddawajmy się bezglutenowej famie tylko wtedy, jeśli naprawdę czujemy, że trawinie pieczywa nie jest dla nas bułką z masłem i potwierdzi to lekarz. Jeśli już decydujemy się na samodiagnozowanie, udajmy się przynajmniej do dietetyka, który poradzi nam, jak uzupełnić witaminowe braki.
Czy warto dać wciągnąć się w bezglutenowe zamieszanie? Na pewno nie, jeśli bezwiednie ulegamy modzie i każdy zdrowotny kłopot jesteśmy gotowi przypisać pszennej bułce. Na pewno tak, jeżeli badania u dietetyka jasno wskażą czysty gluten jako przyczynę naszych dolegliwości trawiennych i problemów z nadwagą. Nie dajmy się zwariować! Odstawiajmy gluten z głową na karku.
Fajny art Martyna. Często ludzie coś jedzą albo nie jedzą, bo jest modne, Podobnie jak dieta wegańska, również dieta bezglutenowa wymaga uzupełniania składników.
zgadzam się z tym. ludzie teraz powariowali z dietami. Trzeba wszystko z głową robić ;)
Bardzo często Ci którzy wcale nie muszą wyłączać glutenu z diety, robią to! Nie powinniśmy popadać ze skrajności w skrajność :) no i nie dajmy się zwariować bo przesadzanie z dietami też nie jest takie do końca zdrowe.
No właśnie, dobrze powiedziane, że nie jedząc glutenu, „przy okazji” ludzie nie opychają się też ciastkami i kluchami, a jeśli już to zdrowszymi. Dziwią się potem, że waga poleciała w dół i że świetnie się czują, „ten zdradziecki gluten nas zabijał”, a czasem wystarczy po prostu ograniczyć puste kalorie!!!
Najgorzej, jak „modni rodzice” wprowadzają jakąś superową wegańską albo bezglutenową dietę małemu dziecku, tylko dlatego, że oni tak jedzą. Po pierwsze nie dają dziecku żadnego wyboru, bo jak mały organizm do czegoś nie przywyknie, to potem już ciężko mu to jeść, a po drugie ograniczają potrzebne maluchowi składniki odżywcze, np. w mięsie. Rodzicielska masakra!
Masz być synu taki jak łojciec! Tak to właśnie wygląda, ale zgodzę się z Tobą ponieważ jest to wprowadzanie bardzo złych nawyków żywieniowych.