Kuchenne przesądy, którymi straszyły nas babcie
Listopadowa ezoteryka, którą budzą mistyczne i nostalgiczne nastroje zaduszne, a dopełnia jej wieczorna magia andrzejkowych wróżb, skłoniła nas do powspominania starych i dziwacznych przesądów… kuchennych. Zabiegani i zapracowani, może i wykazujemy podobną chęć poznania przyszłości, ale na pewno spędzamy w kuchni mniej czasu, niż kiedyś. Dawniej, na kuchenne obrządki poświęcało się całe popołudnia, które sprzyjały powtarzaniu wnuczkom tego, co prababka niegdyś mówiła. Niektóre zabobony dotyczące gotowania i jedzenia przetrwały do dziś, o innych już zapomniano – odgrzebujemy je ze starych ksiąg kucharskich i dziecięcych wspomnień…
Na miłość babka wróżyła
Gdybyśmy otrzymali zaproszenie na profesjonalnego tarota u wróżki Esmeraldy, na pewno nie oparlibyśmy się pokusie zapytania jej o związek. Miłość i partnerstwo są jednym z odwiecznych tematów przewodnich wszelkich wróżb, powiedzonek i przesądów, dlatego nie mogło go zabraknąć również w kuchennym zaciszu. Począwszy od przesolonej zupy, która zwiastowała, że jej autorka jest zakochana lub wkrótce dopadnie ją strzała amora, po unikanie jak ognia siadania na rogu stołu, skazującego na staropanieństwo. Perfekcyjne panie domu, pragnące równie idealnego męża, musiały powstrzymać się przed czytaniem przy jedzeniu, które groziło związaniem się z panem niegrzeszącym inteligencją . Oblizywanie łyżek i innych sztućców mogło pokarać przyszłego męża rychłym wyłysieniem, natomiast zbytnie chlapanie przy zmywaniu sprowadzało przed ołtarz pijaka. Ciężko było gotować jednocześnie z rozmachem i z marzeniem o dobrym zamążpójściu.
Dzieci z kapusty
Jeśli zupa była tak słona, że nie dało się jej przełknąć, to na palcu gospodyni świeciła już pewnie obrączka. Tym samym, wkroczyła ona w nowy rozdział kuchennych przesądów, dotyczący oczywiście dzieci. Z blatów i stołów zapewne masowo spadały łyżeczki – ich upuszczenie zapowiadało pojawienie się w domu właśnie dziecka. Ciotki i babki zachęcały również starającą się o potomka parę, aby jak najszybciej zasiali w ogródku ziarno pietruszki – podobno znacznie ułatwiało to zajście w ciążę. Gdy warzywo wykiełkowało, a na świecie pojawił się mały człowiek, śpieszono z nietypowym wyposażeniem kołyski malucha. Pod poduszkę wkładano liście maku, które miały być dobrą wróżbą na przyszłość dziecka, natomiast nad jego główką, oprócz odpornej na klątwy czerwonej wstążki, przywiązywano też czosnek, który odstraszał złe duchy i diabła. Ciekawi jesteśmy, czy dziś ktoś jeszcze aż tak dba o swoje maleństwa?
Przesądy szczęsne i nieszczęsne
Biją dzwony, w niebo wzbijają się białe gołąbki, ukwiecony samochód już grzeje silnik, a z kościoła wybiegają nowożeńcy, których rodzina i przyjaciele obsypują na szczęście ryżem! No właśnie, według przesądów szeroko pojętą pomyślność życiową oraz ogólnego pecha również można uzyskać dzięki rozmaitym akcjom związanym z jedzeniem. W Tłusty Czwartek powinniśmy schrupać choć jednego pączka – słodycz zapewni nam wigor i powodzenie przez cały rok! Natomiast łuska wigilijnego karpia w portfelu pomoże utrzymać finanse na dobrym i stabilnym poziomie. Z kolei duże kłopoty może na nas ściągnąć… chleb kładziony wierzchem do dołu! Tak samo jak orzechy – nie powinniśmy ich jeść przed ważnym spotkaniem lub gdy mamy do załatwienia jakąś sprawę. Na pewno kojarzycie ostatni z pechowych przesądów, czyli rozsypaną sól – oznacza ona kłótnię i awanturę! Jak już rozsypywać, to lepiej do nieszczęsnej zupy – przynajmniej się zakochacie.
W kuchennych czterech ścianach
Istnieje też wiele powtarzanych przez lata przesądów, które nie wychylają się poza kuchenne drzwi i dotyczą stricte pichcenia. Po ulepieniu pokaźnej serii świątecznych pierogów z babcią, chyba każdego korci, żeby jak najszybciej je policzyć – może to nowy rekord wigilijny? Niestety, od większości babć dostalibyśmy po łapach, gdyż liczenie pierogów przed ich ugotowaniem sprawi, że na pewno się rozkleją. Szczególnego traktowania wymagają również ciasta. Po pierwsze, pod żadnym pozorem nie powinniśmy mieszać masy metalową łyżką, bo w naszym cieście powstanie zakalec! Lepiej nada się drewniana. Natomiast gdy placek piecze się już w piekarniku, zabronione jest otwieranie okien – ciasto przeziębi się i klapnie. Największy rygor występuje w przypadku wyrastania ciasta drożdżowego – wszelkie hałasy oraz przeciągi mogą spowodować, że drożdżowiec się nie uda, dlatego najlepiej w ogóle nie wchodzić wtedy do kuchni… Dziwaczny precedens miał też miejsce podczas gotowania powideł i dżemów, bowiem owoce trzeba mieszać tylko w jedną stronę, zgodnie z ruchem wskazówek zegara. W przeciwnym razie mikstura miała zgorzknieć albo się przypalić.
Przesądy, choć czasem brzmią zupełnie absurdalne, mają jednak swój urok, zwłaszcza gdy są uparcie powtarzane przez seniorki i seniorów rodziny. Poza tym, jeśli babcia ze zmarszczonymi brwiami obserwuje, jak oblizujemy łychę wyciągniętą z garnka albo wietrzymy kuchnię podczas wypieku piernika, lepiej pójść na ugodę – kto tam wie…
Jesteśmy niezmiernie ciekawi, jakie przesądy i powiedzonka powtarzano w Waszych kuchniach! Przypominacie sobie coś? Napiszcie o pomyślnych i pechowych zwyczajach w komentarzach!
Większość z tych przesądów ma się wręcz we krwi ;) nawet gdy usilnie staramy się w nie nie wierzyć. Zawsze uważam po rozsypaniu soli i nigdy nie siadam na rogu stołu, a przesolone danie uważam za znak zakochania kucharza ;)
Jednak czuję, że te związane z z pieczeniem ciasta nie do końca mijają się z prawdą. Przecież drożdżowe nie wyrośnie gdy nie będzie ciepło, a otwierając za szybko piekarnik możemy spowodować, ze ciasto opadnie. W końću w czasach gdy gotowały nasze babcie, w domach nie było tak ciepło i babcie nie miały takich super piekarników :D
Drożdżowe wyrośnie i w lodówce ☺
Podobna nawet i w zamrażarce :)
moja mama przestrzega większości z nich. Wierzy w przesądy kuchenne jak w nic innego, co mnie trochę wkurza, bo zawsze jak mi nie wyjdzie ciasto to wyskakuje z nimi. :P a ja po prostu nie umiem robić ciasta drożdżowego.
Moim zdaniem takie przesądy to bardzo fajne historyjki. Moja babcia zna ich wiele, a nawet w niektóre wierzy do tej pory. To niesamowite jak to wszystko się zmienia. Mam nadzieje, że to nie zaniknie
Rany, jakbym słyszała moją babcię! Szczególnie jeśli chodzi o pierogi i w ogóle liczenie czegokolwiek przed ugotowaniem: klusek, uszek itd. Kiedyś babcia podniosła na serio wielki lament, jak policzyłam uszka, bo chciałam upewnić się, czy dla każdego wystarczy :D Rozkleiły się może dwa, ale to i tak było oczywiście za dużo :D