Ja pierniczę, znowu jarmark!
Tak brzmiała moja pierwsza myśl, gdy przechodząc w połowie listopada przez wrocławski rynek, ujrzałam pierwsze, nieśmiałe, jeszcze puste drewniane domki. Jakby zastanawiały się: „co my tu robimy o tej porze?”. Tydzień później tor mojej miejskiej wędrówki znów przeciął się z rynkiem. Był 24 listopada, a ja – znużona późnojesienną aurą pogodową oraz wieczorem rozpoczynającym się o godzinie 16, ziewająca i licząca płyty chodnikowe, wpadłam nagle w tłum roześmianych ludzi i dzieci z tęczową watą cukrową oraz balonami w kształcie Bambi. Dopiero wtedy ocknęłam się i zauważyłam, że płynę brukowaną alejką wśród Mikołajów, choinek, pyszności i tylu światełek, że ja pierniczę i coraz bliżej mi do serca tej imprezki. Odwrotu nie było!
„Baby, all I want for Christmass is you!”
Mariah Carey śpiewnie i wylewnie powitała mnie pod ratuszem – chciałam przewrócić oczami, westchnąć głęboko i żałośnie, ale wtedy moja uwaga rozproszyła się między świąteczną kolejką z pędzącymi po torach reniferami, domkiem kominkowym, w którym przytulnie trzaskało ognisko, miejscówką krasnali, czyli drewnianą wieżą z milionem lampek i bombek, a „Smakowitym Peronem”, gdzie stacją był grzaniec korzenny albo gorąca czekolada. Zaraz potem poczułam kilka nieopisanie smakowitych zapachów, ciepło miejskiej wyspy świątecznej i gwiazdkowa euforia udzieliła mi się do tego stopnia, że swój tor skierowałam do przystanku jagodowe grzane wino w tradycyjnym kubku w kształcie bucika. Tak właśnie zaginęłam na dwie godziny, nie odbierając telefonów i nie pamiętając, gdzie wcześniej tak się spieszyłam.
Ogromna, wrocławska Wigilia
Bożonarodzeniowy Jarmark we Wrocławiu, który rozpoczyna się kilka tygodni przed Świętami i czaruje mieszkańców miasta aż do 22 grudnia, jest najstarszym i największym gwiazdkowym targiem w Polsce. Tak dużym, że pozwala swym gościom poczuć i zasmakować Boże Narodzenie zarówno regionalnie, jak i międzynarodowo. Bo jedzenie to fantastyczna i bardzo ważna część świątecznej celebracji – to właśnie zapach i smak wigilijnej uczty przywodzą na myśl najmilsze wspomnienia. Aromatem obezwładnia również i jarmark – mimo że nie byłam głodna, to przy spożywczych straganach zaśliniłam się jak buldog i gapiłam się na specjały jak lemur.
A było czym się delektować! Góralskie kramy z grillowanymi oscypkami i podhalańskimi nalewkami oraz te lokalne z pitnym miodem wrzosowym, bio serami kozimi i słowiańskim kołaczem przeplatały się z całą Europą, czyli węgierskimi wędlinami i tradycyjnym langoszem, litewskim chlebem, kiełbasą i chałwą, francuskimi naleśnikami, hiszpańskim churros z czekoladą, bałkańskim ajvarem, turecką baklavą, holenderskimi śledzikami i austriackimi serami. Kusiły też festynowe, lecz nie mniej smakowite przegryzki: orzechy w słonym karmelu, gofry z bitą i czekoladowy kebab (!!!) oraz twory z pogranicza sztuki i jedzenia, czyli przepięknie zdobione pierniki, ogromne lizaki i ręcznie robione praliny. Wyobrażacie sobie jak to pachnie? Tak, że ja pierniczę!
Kup pan bombkę malowaną
Nawet ci, którzy przeżywają Boże Narodzenie bardziej duchowo i drażni ich ciężarówka Coca-Coli oraz całe pierniczenie różnych Mikołajów: od kawy, od pożyczek chwilówek oraz klocków Lego, na pewno cieszą się otrzymując podarek od serca (nie tego z Telekomunikacji Polskiej). Zwłaszcza oryginalny prezent z wrocławskiego rynku! Przecież to oznaka, że ktoś bliski w trosce o naszą radochę, ubrał się na cebulę, poszedł na świąteczny jarmark i gubiąc się tam trzy razy oraz dziesięć razy wysłuchując przeboju Wham!, znalazł tę jedyną, najpiękniejszą bombkę z zimowym pejzażem specjalnie dla nas!
Takich ozdób, wycackanych i handmade na gwiazdkowym targu w bród. Każdy znajdzie tam coś dla każdego, a można wybierać spośród pięknych zabawek z duszą, szopek rzeźbionych w drewnie z drzewa oliwnego prosto z Betlejem i ceramicznych aniołów, wyszywanych toreb i torebeczek z modnego filcu, wełnianych szali, góralskich kożuchów i kierpców, skórzanych portfeli włoskich, eko kosmetyków i mydeł z Marsylii o zapachu rozmarynu albo marakui. Wzrok przyciągają barwne patchworkowe różności z Nepalu i wszelaka biżuteria: srebrna, miedziana, bursztynowa, z kamieniami szlachetnymi, ceramiką i drewnem. Jarmark to istna kopalnia podarków naturalnych i pieczołowicie sporządzonych przez ludzkie ręce. Cuda i dziwy, których na próżno szukać w galeriach handlowych!
Może zdjęcie w Grzybku Krasnala?
Bożonarodzeniowy wir w rynku, który wciąga i wsysa bezbronnych przechodniów (na przykład mnie), zapewnia im również atrakcje niezwiązane z nabywaniem świątecznych dóbr. Niby bajki są dla dzieci, ale kto powiedział, że tylko tych małych? Jako duże dziecko, zahipnotyzował mnie teatrzyk lalek, które zostały wykonane bardzo szczegółowo i realistycznie. Poczułam też chętkę na wejście do wielkiej kuli ze sztucznym śniegiem razem z grupką maluchów, powstrzymały mnie jednak resztki przyzwoitości. Za to bąble i brzdące szalały na gwiazdkowej karuzeli, wdrapywały się na renifery naturalnych rozmiarów i gramoliły do ogromnych sań Mikołaja (tego prawdziwego oczywiście). Kto na bieżąco, ten może się załapać w grudniu na oficjalne rozświetlenie Pierwszej Choinki Wrocławia (wcale nie, bo na Polibudzie już jedna świeci!), Mikołajkowy koncert w wykonaniu orkiestry dętej (ho, ho, ho!), pokaz rzeźbienia w lodzie albo Świąteczny Korowód Kolędników z pastorałką na ustach (kuszące!).
Ja pierniczę, znowu Święta… Chociaż z drugiej strony, jeśli nie damy się zwariować w tym przedświątecznym szaleństwie, to zdecydowanie milej jest mijać rynek tonący w światełkach i cudownych zapachach, niż tylko w jesienno zimowym deszczu. Chyba nic innego nie sprawiłoby, że zdecydowałabym się na tak długi spacer w listopadowej aurze i to w tygodniu! Pójdź Pan z Panią na przechadzkę, kup Pan Pani bombkę malowaną, nie żałuj Pan przedświątecznego całusa pod jarmarkową jemiołą!